środa, 11 grudnia 2013

,,1''-Stracisz jak nie docenisz. Docenisz jak stracisz.

     Wyobraź sobie pewną sytuację.
   Widzisz jedynie bezgraniczną ciemność, a twoją skórę owiewa tylko przerażający chłód.
   Czujesz zimno śniegu, ból cierpienia, każdego delikatnego płatka, który topi się na twoim ciele niczym      mała łza.
   Ciemność rozbija krzyk.
   Krzyk goryczy i żalu. Nie wiesz co się dzieje, sen nie przychodzi, a jawa jest przerażająca.
   Słowa milkną w ciężkim powietrzu niezauważalnie znikając.
   Oddychanie przychodzi z co raz to większą trudnością, oczy wypełnia zimna, słona ciecz.
   Po szczęśliwych chwilach pozostaje wspomnień wrak. 
   Nie ma nikogo. 
   Nikogo oprócz ciebie, na tym przeklętym świecie. Marzenia wyrywane z głowy uciekają zabijane leniwie    przez strach.
   To on jest przyczyną tego wszystkiego, to on nie pozwala ci wypłynąć z tej bezkresnej toni.
   Życie się kończy, czas tika,
   A ty?
   Ty stoisz w miejscu, marnując cenne sekundy na pokonanie tych niedoskonałości. Na wyrwanie się z     tej przestrzeni.
   Zauważasz wzrok przepełniony rozczarowaniem.
   Chcesz uciec- nie masz gdzie. Chcesz krzyczeć- nie masz jak. Chcesz zapomnieć- nie masz po co.      Chcesz z tym wygrać- nie masz dla kogo. Chcesz poczuć- nie możesz. 

Przegrywasz.


Oddech przyspieszył, pot zalał ciało, niespokojne ruchy pod cienką warstwą puchu delikatnej pościeli, gwałtownie otworzone powieki. Ledwo usiadła wyprostowana na łóżku, przyłożyła wierzch dłoni do czoła. Zasapana i przerażona.

-Co... co to było?

Głos się załamywał nie przypominając naturalnego dźwięku. Strach nie odstępował od niej na krok, kiedy podeszła do umywalki i oblała lodowatą wodą twarz zmywając cały pot. Podniosła wzrok, w krystalicznym odbiciu lustra spostrzegła przygaszone, podkrążone, zielone oczy. Ciemnobrązowe włosy falami spływały do ramion. Cera blada... wręcz biała niczym grudniowy śnieg. Usta delikatne o kolorze wyblakłej maliny, kości policzkowe idealnie zarysowane.

Cały obraz dziewczyny wyglądała jak 7  nieszczęść. Dotknęła kościstymi palcami zimnego szkła. Koszmary męczyły ją już od kilku dni, stała się rozdrażniona i emocje górowały nad nią jeszcze mocniej niż zawsze. Smutne oczy ilustrowały twarz,8 która wydawała się być częścią ciała nieobecnej duszy. 

Wracając do łóżka stawiała leniwie jedną wręcz patykowatą stopę przed drugą, mając tylko nadzieję, aby się nie przewrócić. Niezdarnie podeszła do zamkniętego okna, dotknęła klamki i przekręciła ją otwierając je na oścież. Świerze powietrze ogarnęło pokój. Usiadła na miękkiej pościeli odchylając głowę w tył. Wewnątrz niej krążyło wiele nieprzemyślanych sytuacji które już zaistniały. Miała ochotę krzyczeć, wrzeszczeć z tego jak to nazywają w szkołach ,,bólu psychicznego''.

Poranek również nie był za przyjemny, światło okoliło w tęczówki, które dopiero przed kilkoma minutami zasłoniły się powiekami. Piszczący dźwięk komórki rozproszył panujący w powietrzu koszmar.

-Halo?

Cichy zachrypnięty głos wydobywający się z ust dziewczyny rozbrzmiał po drugiej stronie.

-Katy? Z tej strony ciocia Larisy.
-Słucham, o co chodzi?

Kobiecy dźwięk łamał się pod ciężarem emocji, które można było odczuć  po drugiej stronie telefonu.  Cisza.

-Halo. Jest tam pani? Co się stało?

Katy powoli wpadała w panikę, jej kościste ramiona zaczynały się trząść, a palce bardziej zacisnęły się na komórce tak, że było widać białe kostki.

-Przepraszam. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć bo widzisz...-tym razem coś w niej pękło, do uszu szatynki dobiegł szczery, niespokojny szloch.-Larisa jest w szpitalu.

Katy wstała gwałtownie rozszerzając źrenice.

-Co... ale jak...? W jakim szpitalu, zaraz będę.
-Na Rachelstreet.

W pospiechu odłożyła słuchawkę i przebrała się w byle jakie ciuchy, nie czesząc się, nie myjąc. Zbiegła po schodach. Rodziców jak zwykle nie było. Wypadła z domu zatrzaskując drzwi. Biegła nie zważając na poturbowanych ludzi. Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, a czas spieszył się uciekając przed nią momentalnie. Krople deszczu stawały się większe, w końcu mżawka przemieniła się w ulewę. Czuła każdą spadającą kroplę która rozpryskiwała się uderzając o jej ciało. Przed oczyma Katy widziała tylko roześmianą twarz przyjaciółki,jedynej osoby będącej jej podparciem w życiu. Po kilku minutach biegu dotarła pod wielki budynek z szeregami takich samych okien. Przebiegła próg i wleciała do recepcji. Zadyszana i przemoczona czekała na powolną recepcjonistkę.

-Szukam Larisy... Larisy Moth.
-6 sala, trzecie piętro, po lewej.

Odpowiedział skrzekliwy głos zaraz po wstukaniu nazwiska w hałaśliwe klawisze komputera. Odbiegła. Winda była przepełniona, więc ruszyła w stronę schodów. Przeskakiwała po dwa, trzy stopnie na raz, znalazła się na trzecim piętrze. Szybko spostrzegła zielone drzwi z niebieską tabliczką ,,sala: 6''. Popchnęła lekko deskę, chwiejnym krokiem wkroczyła do sali.

Widok który tam ujrzała sprawił, że osunęła się na kolana. Dziewczyna o jasnych, długich włosach, leżała na białej poduszce. Jej twarz była cała w zeschłej krwi i siniakach. Oddychała powoli, z trudem. Ręce były obdrapane, poniszczone, samo ciało było koloru trupio bladego,czuć było uchodzące z niej powoli życie. 

Z pomocą nieznanego mężczyzny stanęła na nogi. Podeszła do przyjaciółki, delikatnie kładąc dłoń na skórze gdzie nie było widać zbytnio otłuczeń.

-Wpadli autem do rzeki z 10 metrów kiedy uderzył w nich tir.

Katy nie wytrzymała, po jej polikach powoli zaczęły płynąc łzy. Zaczerwionymi oczyma wpatrywała się w nieprzytomną podłączoną do najróżniejszych kabelków. Serce krajało się na co raz to mniejsze kawałki w każdej sekundzie.

-La...Larisa.

Wyszeptała cicho i powoli. Delikatnie jeździła po ciele przyjaciółki. Nagle... powieki drgnęły, podniosły się leniwie ukazując czerń tęczówek. Były przygaszone, widać było uchodzący z barwy blask. Wyglądały jak potłuczone szkło, które nie powróci do swojej świetlistości tylko jeszcze bardziej się rozkruszy.

-Katy.

Uśmiechnęła się z bólem. Katy tylko pokręciła głową na znak, że nie ma nic mówić. Do gabinetu wkroczył cicho wysoki, ciemny mężczyzna z białym fartuchem i niechlujnie przyczepioną plakietka do piersi.

-Czy mogę porozmawiać z kimś z rodziny?

Małżeństwo spojrzało na dziewczynę, ta kiwnęła głową, że mogą spokojnie wyjść, tak tez uczynili. Rozmowa z doktorem się dłużyła,a głowa Katy co chwile spadała na klatkę piersiową w końcu usnęła na kołdrze Larisy przytłoczona nadmiarem emocji i wrażeń, trzymając jej dłoń zamknięta w swojej. Po głowie znowu krążyły koszmary jakieś krzyki i przebłyski światła.

Wchodzący do pomieszczenia spostrzegli śpiące dziewczyny.

-Czekaj... nie budź jej.

Powstrzymała ruda kobieta męża idącego w stronę szatynki. Jednak nie musieli długo czekać na jej pobudkę, Pokoju wypełnił się długim głośnym dźwiękiem który nie przestawał piszczeć. Momentalnie głowa Katy podniosła się,a oczy zostały wbite w twarz jasnowłosej. Do pomieszczenia wbiegło kilku ludzi, jedna z kobiet delikatnie wyprowadziła Katy z sali, zatrzaskując za nią drzwi. Zdezorientowana zaczęła chodzić to w jedną to w drugą stronę. Po pewnym czasie zrezygnowała i osunęła się po ścianie siadając na podłodze. Pół godziny później z sali wyszła ta sama kobieta podchodząc do nie powoli.

-Wiesz... w życiu nie chodzi o to by je przeżyć i żyć dobrze... Chodzi o to by znaleźć w nim osoby dla których umie się poświecić życie i które dla nas uczyniły by to samo.
-Chce pani powiedzieć że... że Larisa...

Wbiła wzrok w podłogę, z oczu ponownie kapały łzy, szloch przepełnił korytarz. W tej chwili duch najbliższej jej osoby uchodził do resztek z ciała, nie pozostawiając za sobą nic... zupełnie nic.

-Przykro mi, robiliśmy co się dało. Niestety zmarła.

Po tych słowach Katy została ,,wrzucona'' w objęcia pielęgniarki, wprawdzie w ogóle jej to nie interesowało. Czuła tylko ogromną pustkę, wielką dziurę w sercu której nikt nie będzie w stanie zapełnić. Przed oczami wyobraźni przeszły jej wszystkie wspomnienia, chwile, każdy dźwięk śmiechu Larisy.

---------------------
I jest... Jestem strasznie ciekawa czy komukolwiek się to spodoba. Chciałabym również wiedziec czy mają notki być krótsze dłuższe?
Dedykowana Żabce;**

1 komentarz: