niedziela, 5 stycznia 2014

,,2''-Bliscy

Miesiąc upłyną momentalnie. Katy przeglądała się w odbiciu dużej kałuży. Cieniutka kurteczka nie przylegała do jej ciała, może to i dobrze? Ostatnio ponownie schudła 7 kg. nauczyciele w szkole pytają czy nie ma czasami problemów z typu anoreksji, ale nie... Po prostu nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie.
Od chwili gdy odeszła Larisa, zielonooka zamknęła się w sobie, oddaliła jeszcze bardziej od rodziców. Na wspomnienie przyjaciółki po białym policzku spłynęła powoli samotna łza.

Torba przewieszona przez ramię ciążyła jej od nadmiaru książek i zeszytów. Przeszła przez starą bramę szkoły, po przejściu małego odcinka po szarych cegiełkach, otworzyła powoli drzwi wejściowe.
Kiedy znalazła się w środku ogarnął ją panujący tam gwar ludzi. Krzyki, hałas. Zeszła po schodach do szatni. Korytarz był prosty ale miał jeden ostry zakręt. Wsłuchana w rytm muzykę, nie zwracała zbytnio uwagi na nic. Jej styl chodzenia powodował delikatne podskoki jej włosów.

-Ał...

Dopiero po chwili stwierdziła, że to były jej ciche słowa. Teraz już siedziała na ziemi, a komórka którą trzymała w ręce, leżała bez osłonki na tył, krok od niej. Przyłożyła dłoń do głowy odgarniając włosy z czoła. Poczuła silny zapach jakiś męskich perfum, podnosząc wzrok zobaczyła dłoń. Z zdziwieniem spostrzegła, iż chłopak trzymał już zaciśnięty palcami jej telefon. Podała mu swoją rękę, a on ścisnął delikatnie jej palce zauważając jakie są chude i pomógł jej wstać.

-Przepraszam... nie zauważyłem cię.

Po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu. Katy nie mogła przestać patrzeć w te lśniące czernią oczy. Krótkie ciemne włosy i usta o kolorze przygaszonej truskawki.

-Nie szkodzi. To też moja wina. Powinnam bardziej uważać.

Podał jej telefon. Drżącą ręką wzięła swoją własność.

-Dziękuję.
-Jestem Sean.
-Katy. Miło mi.

W tym momencie nieznośnie hałaśliwy dźwięk dzwonka rozległ się po korytarzach. Katy uśmiechnęła się do ciemnowłosego chłopaka i ruszyła do szatni. W pośpiechu zdjęła kurtkę dopiero teraz zastanawiając się czy dobrze zrobiła ubierając się w czarną bluzkę z długim rękawem. Podwinęła go szybko do połowy ramion i wybiegła do sali. Przeskakiwała po kilka stopni na raz, na twarzy miała nadal cień uśmiechu, a w oczach odbijała się czerń tęczówek.

Lekcja polskiego. Nie wiedzieć czemu właśnie sekundy tej lekcji zawsze były minutami, a minuty godzinami spędzonymi na bezmyślnym doborze literek, które tworzyły wyrazy, a te wiersze Kochanowskiego.

-Po co to komu?

Powiedziała przyciszonym głosem po czym zjechała z opartą głową na rękach na samą ławkę zamykając oczy. Usłyszała śmiech koleżanki z ławki. Lubiła kiedy się śmiała, ponieważ ta miała strasznie charakterystyczną barwę głosu. Uchyliła powiekę i spojrzała na nią. Ile by dała za odrobinę jej urody. Długie rude włosy, oliwkowa cera, zieleń tęczówek, śliczny uśmiech. Czego chcieć więcej?
Nareszcie po męczących 45 minutach ponownie rozbrzmiał dzwonek.

Wychodząc z klasy ogarnął ją ciepły gwar uczniów i ich krzyków. Momentalnie zapragnęła wrócić na cichą lekcję, nie koniecznie na polski, ale do cichej sali by ponownie zanurzyć się w jakiś nudnym temacie. Podeszła pod kolejną klasę i stanęła przy parapecie. Krajobraz za szkołą nie był zbytnio ciekawy zwłaszcza, iż pierwszy plan przesłaniała korona dębowych liści. Wpatrywała się w prześwity szarego nieba próbując odgonić złe myśli. Na początku było znacznie gorzej, nie wychodziła z pokoju chyba, że do łazienki, jadła może dwa herbatniki na dzień, oddaliła się od rodziców, zaniedbała znajomych i szkołę. ,,Nie żyj przeszłością, Katy.'' Słowa wypowiedziane z ust... już nawet nie pamięta kogo, ale dobrze pamięta każdą nutę wybrzmiałego wyrazu. Odwróciła się do tłumu  ludzi.

W tym momencie korytarz przecinała wysoka postać, zbliżając się do niej, dopiero będąc już na tyle blisko by usłyszeć cokolwiek uśmiechnął się figlarnie i odszedł dalej. Odwróciła tylko wzrok w zupełnie inną stronę, odchodząc z miejsca i kierując się w stronę łazienki.

***

-Katy! Wracaj!
-Nie!

Pozostał po niej tylko huk zatrzaskujących się drzwi. Zaczęła biec, nie zważając na mijających ją ludzi, na ich zdumienie na twarzach, na cokolwiek. Byle jak najdalej od tego życia.

Rodzice... każde dziecko, nastolatek czy nawet dorosły twierdzi, że tylko wkurzają i nic nie robią. Mało ludzi na tym świecie wie ile tak naprawdę znaczą. Dopiero kiedy się ich traci wszyscy doceniają,płaczą. Bez nich nie było by nas, nikogo, tylko cisza i przeklęta pustka tego świata.

Zielonymi tęczówkami powędrowała ku niebu, szybki oddech, szybkie bicie serca. Chmury zaczynały przesłaniać błękit nieba. Przyłożyła dłonie do twarzy i przejechała palcami po jej strukturze. Docierała powoli do parku, na którym bawiły się małe dzieci obserwowane przez rodziców, całujące się pary, rozmarzeni single, staruszkowie na uliczkach. Teraz nie było już tak zimno, pomimo ciężkich chmur idących nad miastem. Przechodząc obok sklepu monopolowego stanęła przed drzwiami zastanawiając się nad czymś, ale zaraz przeszła przez jego próg. Dźwięk dzwoneczków rozproszył panującą tam ciszę i zwrócił uwagę sprzedawcy.

-Co dla panienki?
-Puszkę Fanty.
-Już podaję.

Mężczyzna ruszył w stronę półki z napojami znajdującą się za ladą. W sklepie rozchodził się słodki zapach ciastek, drożdżówek i chleba. Katy przymknęła delikatnie powieki i mocno wciągnęła powietrze do płuc.
-1,35 zł.-Spojrzała w jego oczy posyłając nieśmiały uśmiech. Wyjęła z kieszeni pieniądze i położyła je na blacie.-Dziękuję.

Kiwnęła delikatnie głową, zabrała puszkę i opuściła ciepłe, przytulne pomieszczenie. Weszła do parku i znalazła wolną ławkę na uboczu w głębi. Otoczona jeszcze zielonymi drzewami, kołyszącymi powolnie liśćmi na wietrze.Usiadła na zimnym drewnie i otworzyła puszkę. Usłyszała dźwięk uciekającego nagle gazu, upiła łyk i spojrzała na siebie. Czas mijał wolno, z przez głowę przebiegało tyle niepotrzebnych myśli. Po chodniku przebiegły jakieś maluchy, rodzeństwo? Pewnie tak, bo za nimi podążali za rękę uśmiechnięci rodzice pilnujący uważnym wzrokiem swoje pociech.

-Hej, co robisz?
-Zawsze chciałam mieć starszego brata.

Powiedziała nie wiedząc czemu, dopiero teraz odwróciła głowę w stronę swojego rozmówcy, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnął się i usiadł koło niej.

-Ja mam troje, jak chcesz bierz ich wszystkich.
-Seen...-nie uśmiechnęła się, wiedziała że powinna z grzeczności chociażby, ale nie zrobiła tego.-Co u robisz?
-Ej... Pierwszy spytałem. Głos miał delikatnie rozbawiony, oczy utkwione w jej osobie. Bawiła się kapselkiem od puszki zręcznie kręcąc nim dookoła palcami. Nie odpowiedziała mu. Wzięła jedynie głęboki oddech i skierowała twarz bez wyrazu w jego stronę.-Śledziłem cię od wyjścia z szkoły.

Uśmiechnął się łobuzersko. Zilustrowała jego strój wzrokiem. Miał na sobie rozpiętą bluzę z jakiś topem pod spodem, dresy i adidasy na nogach.

-A tak naprawdę?
-No naprawdę.-Posłał kolejny uśmiech wpatrując się w jej oczy, odwróciła wzrok.
-Seen..
-Biegałem i tak jakoś natknąłem się na ciebie.
-To jest już bardziej realne.

Spojrzał na nią. Dotarło do niego: ,,Chyba nie ma zbytnio humoru''. Podmuch powietrza roztrzepał ciemne loki w wszystkie możliwe strony. Kiedy jedne dziewczyny od razu by przeklinały na wszystkie sposoby to zjawisko, ta siedziała spokojnie w bezruchu nie zwracając na o uwagi.

-Ej...-zaczął niepewnie, spokojnym głosem.-Co się stało?
-Nic.

Odpowiedziała chłodnie, postawiła niedopity napój na ławce i wstała. Zaczęła iść dość szybkim tempem zostawiając go zdziwionego, wśród zielonych liści kołysanych na gałęziach drzew.
----------------
Mam nadzieję, że komuś się spodoba, chociaż wątpię w to troszeczkę...
Dedykowana dla niektórych osóbek: baaardzo, baaardzo ważnych idiotek;*