czwartek, 31 lipca 2014

Reaktywacja?

Reaktywacja
Co o tym myślicie? Większość ludzi domagała się rozdziału przez gg ale ja taka miła i zmieniłam numer :D :D
Nie wiem czy ktoś by z powrotem to czytał....
Piszcie na GG (42363069) albo w komentarzach i wtedy się zobaczy :)
Mam nadzieję jednak że ktokolwiek będzie chciał czytać to dalej to dodam kilka nowych rozdziałów które mam zapisane :)

Ale bez was to bez sensu więc proszę :)

niedziela, 5 stycznia 2014

,,2''-Bliscy

Miesiąc upłyną momentalnie. Katy przeglądała się w odbiciu dużej kałuży. Cieniutka kurteczka nie przylegała do jej ciała, może to i dobrze? Ostatnio ponownie schudła 7 kg. nauczyciele w szkole pytają czy nie ma czasami problemów z typu anoreksji, ale nie... Po prostu nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie.
Od chwili gdy odeszła Larisa, zielonooka zamknęła się w sobie, oddaliła jeszcze bardziej od rodziców. Na wspomnienie przyjaciółki po białym policzku spłynęła powoli samotna łza.

Torba przewieszona przez ramię ciążyła jej od nadmiaru książek i zeszytów. Przeszła przez starą bramę szkoły, po przejściu małego odcinka po szarych cegiełkach, otworzyła powoli drzwi wejściowe.
Kiedy znalazła się w środku ogarnął ją panujący tam gwar ludzi. Krzyki, hałas. Zeszła po schodach do szatni. Korytarz był prosty ale miał jeden ostry zakręt. Wsłuchana w rytm muzykę, nie zwracała zbytnio uwagi na nic. Jej styl chodzenia powodował delikatne podskoki jej włosów.

-Ał...

Dopiero po chwili stwierdziła, że to były jej ciche słowa. Teraz już siedziała na ziemi, a komórka którą trzymała w ręce, leżała bez osłonki na tył, krok od niej. Przyłożyła dłoń do głowy odgarniając włosy z czoła. Poczuła silny zapach jakiś męskich perfum, podnosząc wzrok zobaczyła dłoń. Z zdziwieniem spostrzegła, iż chłopak trzymał już zaciśnięty palcami jej telefon. Podała mu swoją rękę, a on ścisnął delikatnie jej palce zauważając jakie są chude i pomógł jej wstać.

-Przepraszam... nie zauważyłem cię.

Po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu. Katy nie mogła przestać patrzeć w te lśniące czernią oczy. Krótkie ciemne włosy i usta o kolorze przygaszonej truskawki.

-Nie szkodzi. To też moja wina. Powinnam bardziej uważać.

Podał jej telefon. Drżącą ręką wzięła swoją własność.

-Dziękuję.
-Jestem Sean.
-Katy. Miło mi.

W tym momencie nieznośnie hałaśliwy dźwięk dzwonka rozległ się po korytarzach. Katy uśmiechnęła się do ciemnowłosego chłopaka i ruszyła do szatni. W pośpiechu zdjęła kurtkę dopiero teraz zastanawiając się czy dobrze zrobiła ubierając się w czarną bluzkę z długim rękawem. Podwinęła go szybko do połowy ramion i wybiegła do sali. Przeskakiwała po kilka stopni na raz, na twarzy miała nadal cień uśmiechu, a w oczach odbijała się czerń tęczówek.

Lekcja polskiego. Nie wiedzieć czemu właśnie sekundy tej lekcji zawsze były minutami, a minuty godzinami spędzonymi na bezmyślnym doborze literek, które tworzyły wyrazy, a te wiersze Kochanowskiego.

-Po co to komu?

Powiedziała przyciszonym głosem po czym zjechała z opartą głową na rękach na samą ławkę zamykając oczy. Usłyszała śmiech koleżanki z ławki. Lubiła kiedy się śmiała, ponieważ ta miała strasznie charakterystyczną barwę głosu. Uchyliła powiekę i spojrzała na nią. Ile by dała za odrobinę jej urody. Długie rude włosy, oliwkowa cera, zieleń tęczówek, śliczny uśmiech. Czego chcieć więcej?
Nareszcie po męczących 45 minutach ponownie rozbrzmiał dzwonek.

Wychodząc z klasy ogarnął ją ciepły gwar uczniów i ich krzyków. Momentalnie zapragnęła wrócić na cichą lekcję, nie koniecznie na polski, ale do cichej sali by ponownie zanurzyć się w jakiś nudnym temacie. Podeszła pod kolejną klasę i stanęła przy parapecie. Krajobraz za szkołą nie był zbytnio ciekawy zwłaszcza, iż pierwszy plan przesłaniała korona dębowych liści. Wpatrywała się w prześwity szarego nieba próbując odgonić złe myśli. Na początku było znacznie gorzej, nie wychodziła z pokoju chyba, że do łazienki, jadła może dwa herbatniki na dzień, oddaliła się od rodziców, zaniedbała znajomych i szkołę. ,,Nie żyj przeszłością, Katy.'' Słowa wypowiedziane z ust... już nawet nie pamięta kogo, ale dobrze pamięta każdą nutę wybrzmiałego wyrazu. Odwróciła się do tłumu  ludzi.

W tym momencie korytarz przecinała wysoka postać, zbliżając się do niej, dopiero będąc już na tyle blisko by usłyszeć cokolwiek uśmiechnął się figlarnie i odszedł dalej. Odwróciła tylko wzrok w zupełnie inną stronę, odchodząc z miejsca i kierując się w stronę łazienki.

***

-Katy! Wracaj!
-Nie!

Pozostał po niej tylko huk zatrzaskujących się drzwi. Zaczęła biec, nie zważając na mijających ją ludzi, na ich zdumienie na twarzach, na cokolwiek. Byle jak najdalej od tego życia.

Rodzice... każde dziecko, nastolatek czy nawet dorosły twierdzi, że tylko wkurzają i nic nie robią. Mało ludzi na tym świecie wie ile tak naprawdę znaczą. Dopiero kiedy się ich traci wszyscy doceniają,płaczą. Bez nich nie było by nas, nikogo, tylko cisza i przeklęta pustka tego świata.

Zielonymi tęczówkami powędrowała ku niebu, szybki oddech, szybkie bicie serca. Chmury zaczynały przesłaniać błękit nieba. Przyłożyła dłonie do twarzy i przejechała palcami po jej strukturze. Docierała powoli do parku, na którym bawiły się małe dzieci obserwowane przez rodziców, całujące się pary, rozmarzeni single, staruszkowie na uliczkach. Teraz nie było już tak zimno, pomimo ciężkich chmur idących nad miastem. Przechodząc obok sklepu monopolowego stanęła przed drzwiami zastanawiając się nad czymś, ale zaraz przeszła przez jego próg. Dźwięk dzwoneczków rozproszył panującą tam ciszę i zwrócił uwagę sprzedawcy.

-Co dla panienki?
-Puszkę Fanty.
-Już podaję.

Mężczyzna ruszył w stronę półki z napojami znajdującą się za ladą. W sklepie rozchodził się słodki zapach ciastek, drożdżówek i chleba. Katy przymknęła delikatnie powieki i mocno wciągnęła powietrze do płuc.
-1,35 zł.-Spojrzała w jego oczy posyłając nieśmiały uśmiech. Wyjęła z kieszeni pieniądze i położyła je na blacie.-Dziękuję.

Kiwnęła delikatnie głową, zabrała puszkę i opuściła ciepłe, przytulne pomieszczenie. Weszła do parku i znalazła wolną ławkę na uboczu w głębi. Otoczona jeszcze zielonymi drzewami, kołyszącymi powolnie liśćmi na wietrze.Usiadła na zimnym drewnie i otworzyła puszkę. Usłyszała dźwięk uciekającego nagle gazu, upiła łyk i spojrzała na siebie. Czas mijał wolno, z przez głowę przebiegało tyle niepotrzebnych myśli. Po chodniku przebiegły jakieś maluchy, rodzeństwo? Pewnie tak, bo za nimi podążali za rękę uśmiechnięci rodzice pilnujący uważnym wzrokiem swoje pociech.

-Hej, co robisz?
-Zawsze chciałam mieć starszego brata.

Powiedziała nie wiedząc czemu, dopiero teraz odwróciła głowę w stronę swojego rozmówcy, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnął się i usiadł koło niej.

-Ja mam troje, jak chcesz bierz ich wszystkich.
-Seen...-nie uśmiechnęła się, wiedziała że powinna z grzeczności chociażby, ale nie zrobiła tego.-Co u robisz?
-Ej... Pierwszy spytałem. Głos miał delikatnie rozbawiony, oczy utkwione w jej osobie. Bawiła się kapselkiem od puszki zręcznie kręcąc nim dookoła palcami. Nie odpowiedziała mu. Wzięła jedynie głęboki oddech i skierowała twarz bez wyrazu w jego stronę.-Śledziłem cię od wyjścia z szkoły.

Uśmiechnął się łobuzersko. Zilustrowała jego strój wzrokiem. Miał na sobie rozpiętą bluzę z jakiś topem pod spodem, dresy i adidasy na nogach.

-A tak naprawdę?
-No naprawdę.-Posłał kolejny uśmiech wpatrując się w jej oczy, odwróciła wzrok.
-Seen..
-Biegałem i tak jakoś natknąłem się na ciebie.
-To jest już bardziej realne.

Spojrzał na nią. Dotarło do niego: ,,Chyba nie ma zbytnio humoru''. Podmuch powietrza roztrzepał ciemne loki w wszystkie możliwe strony. Kiedy jedne dziewczyny od razu by przeklinały na wszystkie sposoby to zjawisko, ta siedziała spokojnie w bezruchu nie zwracając na o uwagi.

-Ej...-zaczął niepewnie, spokojnym głosem.-Co się stało?
-Nic.

Odpowiedziała chłodnie, postawiła niedopity napój na ławce i wstała. Zaczęła iść dość szybkim tempem zostawiając go zdziwionego, wśród zielonych liści kołysanych na gałęziach drzew.
----------------
Mam nadzieję, że komuś się spodoba, chociaż wątpię w to troszeczkę...
Dedykowana dla niektórych osóbek: baaardzo, baaardzo ważnych idiotek;*

środa, 11 grudnia 2013

,,1''-Stracisz jak nie docenisz. Docenisz jak stracisz.

     Wyobraź sobie pewną sytuację.
   Widzisz jedynie bezgraniczną ciemność, a twoją skórę owiewa tylko przerażający chłód.
   Czujesz zimno śniegu, ból cierpienia, każdego delikatnego płatka, który topi się na twoim ciele niczym      mała łza.
   Ciemność rozbija krzyk.
   Krzyk goryczy i żalu. Nie wiesz co się dzieje, sen nie przychodzi, a jawa jest przerażająca.
   Słowa milkną w ciężkim powietrzu niezauważalnie znikając.
   Oddychanie przychodzi z co raz to większą trudnością, oczy wypełnia zimna, słona ciecz.
   Po szczęśliwych chwilach pozostaje wspomnień wrak. 
   Nie ma nikogo. 
   Nikogo oprócz ciebie, na tym przeklętym świecie. Marzenia wyrywane z głowy uciekają zabijane leniwie    przez strach.
   To on jest przyczyną tego wszystkiego, to on nie pozwala ci wypłynąć z tej bezkresnej toni.
   Życie się kończy, czas tika,
   A ty?
   Ty stoisz w miejscu, marnując cenne sekundy na pokonanie tych niedoskonałości. Na wyrwanie się z     tej przestrzeni.
   Zauważasz wzrok przepełniony rozczarowaniem.
   Chcesz uciec- nie masz gdzie. Chcesz krzyczeć- nie masz jak. Chcesz zapomnieć- nie masz po co.      Chcesz z tym wygrać- nie masz dla kogo. Chcesz poczuć- nie możesz. 

Przegrywasz.


Oddech przyspieszył, pot zalał ciało, niespokojne ruchy pod cienką warstwą puchu delikatnej pościeli, gwałtownie otworzone powieki. Ledwo usiadła wyprostowana na łóżku, przyłożyła wierzch dłoni do czoła. Zasapana i przerażona.

-Co... co to było?

Głos się załamywał nie przypominając naturalnego dźwięku. Strach nie odstępował od niej na krok, kiedy podeszła do umywalki i oblała lodowatą wodą twarz zmywając cały pot. Podniosła wzrok, w krystalicznym odbiciu lustra spostrzegła przygaszone, podkrążone, zielone oczy. Ciemnobrązowe włosy falami spływały do ramion. Cera blada... wręcz biała niczym grudniowy śnieg. Usta delikatne o kolorze wyblakłej maliny, kości policzkowe idealnie zarysowane.

Cały obraz dziewczyny wyglądała jak 7  nieszczęść. Dotknęła kościstymi palcami zimnego szkła. Koszmary męczyły ją już od kilku dni, stała się rozdrażniona i emocje górowały nad nią jeszcze mocniej niż zawsze. Smutne oczy ilustrowały twarz,8 która wydawała się być częścią ciała nieobecnej duszy. 

Wracając do łóżka stawiała leniwie jedną wręcz patykowatą stopę przed drugą, mając tylko nadzieję, aby się nie przewrócić. Niezdarnie podeszła do zamkniętego okna, dotknęła klamki i przekręciła ją otwierając je na oścież. Świerze powietrze ogarnęło pokój. Usiadła na miękkiej pościeli odchylając głowę w tył. Wewnątrz niej krążyło wiele nieprzemyślanych sytuacji które już zaistniały. Miała ochotę krzyczeć, wrzeszczeć z tego jak to nazywają w szkołach ,,bólu psychicznego''.

Poranek również nie był za przyjemny, światło okoliło w tęczówki, które dopiero przed kilkoma minutami zasłoniły się powiekami. Piszczący dźwięk komórki rozproszył panujący w powietrzu koszmar.

-Halo?

Cichy zachrypnięty głos wydobywający się z ust dziewczyny rozbrzmiał po drugiej stronie.

-Katy? Z tej strony ciocia Larisy.
-Słucham, o co chodzi?

Kobiecy dźwięk łamał się pod ciężarem emocji, które można było odczuć  po drugiej stronie telefonu.  Cisza.

-Halo. Jest tam pani? Co się stało?

Katy powoli wpadała w panikę, jej kościste ramiona zaczynały się trząść, a palce bardziej zacisnęły się na komórce tak, że było widać białe kostki.

-Przepraszam. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć bo widzisz...-tym razem coś w niej pękło, do uszu szatynki dobiegł szczery, niespokojny szloch.-Larisa jest w szpitalu.

Katy wstała gwałtownie rozszerzając źrenice.

-Co... ale jak...? W jakim szpitalu, zaraz będę.
-Na Rachelstreet.

W pospiechu odłożyła słuchawkę i przebrała się w byle jakie ciuchy, nie czesząc się, nie myjąc. Zbiegła po schodach. Rodziców jak zwykle nie było. Wypadła z domu zatrzaskując drzwi. Biegła nie zważając na poturbowanych ludzi. Droga dłużyła jej się niemiłosiernie, a czas spieszył się uciekając przed nią momentalnie. Krople deszczu stawały się większe, w końcu mżawka przemieniła się w ulewę. Czuła każdą spadającą kroplę która rozpryskiwała się uderzając o jej ciało. Przed oczyma Katy widziała tylko roześmianą twarz przyjaciółki,jedynej osoby będącej jej podparciem w życiu. Po kilku minutach biegu dotarła pod wielki budynek z szeregami takich samych okien. Przebiegła próg i wleciała do recepcji. Zadyszana i przemoczona czekała na powolną recepcjonistkę.

-Szukam Larisy... Larisy Moth.
-6 sala, trzecie piętro, po lewej.

Odpowiedział skrzekliwy głos zaraz po wstukaniu nazwiska w hałaśliwe klawisze komputera. Odbiegła. Winda była przepełniona, więc ruszyła w stronę schodów. Przeskakiwała po dwa, trzy stopnie na raz, znalazła się na trzecim piętrze. Szybko spostrzegła zielone drzwi z niebieską tabliczką ,,sala: 6''. Popchnęła lekko deskę, chwiejnym krokiem wkroczyła do sali.

Widok który tam ujrzała sprawił, że osunęła się na kolana. Dziewczyna o jasnych, długich włosach, leżała na białej poduszce. Jej twarz była cała w zeschłej krwi i siniakach. Oddychała powoli, z trudem. Ręce były obdrapane, poniszczone, samo ciało było koloru trupio bladego,czuć było uchodzące z niej powoli życie. 

Z pomocą nieznanego mężczyzny stanęła na nogi. Podeszła do przyjaciółki, delikatnie kładąc dłoń na skórze gdzie nie było widać zbytnio otłuczeń.

-Wpadli autem do rzeki z 10 metrów kiedy uderzył w nich tir.

Katy nie wytrzymała, po jej polikach powoli zaczęły płynąc łzy. Zaczerwionymi oczyma wpatrywała się w nieprzytomną podłączoną do najróżniejszych kabelków. Serce krajało się na co raz to mniejsze kawałki w każdej sekundzie.

-La...Larisa.

Wyszeptała cicho i powoli. Delikatnie jeździła po ciele przyjaciółki. Nagle... powieki drgnęły, podniosły się leniwie ukazując czerń tęczówek. Były przygaszone, widać było uchodzący z barwy blask. Wyglądały jak potłuczone szkło, które nie powróci do swojej świetlistości tylko jeszcze bardziej się rozkruszy.

-Katy.

Uśmiechnęła się z bólem. Katy tylko pokręciła głową na znak, że nie ma nic mówić. Do gabinetu wkroczył cicho wysoki, ciemny mężczyzna z białym fartuchem i niechlujnie przyczepioną plakietka do piersi.

-Czy mogę porozmawiać z kimś z rodziny?

Małżeństwo spojrzało na dziewczynę, ta kiwnęła głową, że mogą spokojnie wyjść, tak tez uczynili. Rozmowa z doktorem się dłużyła,a głowa Katy co chwile spadała na klatkę piersiową w końcu usnęła na kołdrze Larisy przytłoczona nadmiarem emocji i wrażeń, trzymając jej dłoń zamknięta w swojej. Po głowie znowu krążyły koszmary jakieś krzyki i przebłyski światła.

Wchodzący do pomieszczenia spostrzegli śpiące dziewczyny.

-Czekaj... nie budź jej.

Powstrzymała ruda kobieta męża idącego w stronę szatynki. Jednak nie musieli długo czekać na jej pobudkę, Pokoju wypełnił się długim głośnym dźwiękiem który nie przestawał piszczeć. Momentalnie głowa Katy podniosła się,a oczy zostały wbite w twarz jasnowłosej. Do pomieszczenia wbiegło kilku ludzi, jedna z kobiet delikatnie wyprowadziła Katy z sali, zatrzaskując za nią drzwi. Zdezorientowana zaczęła chodzić to w jedną to w drugą stronę. Po pewnym czasie zrezygnowała i osunęła się po ścianie siadając na podłodze. Pół godziny później z sali wyszła ta sama kobieta podchodząc do nie powoli.

-Wiesz... w życiu nie chodzi o to by je przeżyć i żyć dobrze... Chodzi o to by znaleźć w nim osoby dla których umie się poświecić życie i które dla nas uczyniły by to samo.
-Chce pani powiedzieć że... że Larisa...

Wbiła wzrok w podłogę, z oczu ponownie kapały łzy, szloch przepełnił korytarz. W tej chwili duch najbliższej jej osoby uchodził do resztek z ciała, nie pozostawiając za sobą nic... zupełnie nic.

-Przykro mi, robiliśmy co się dało. Niestety zmarła.

Po tych słowach Katy została ,,wrzucona'' w objęcia pielęgniarki, wprawdzie w ogóle jej to nie interesowało. Czuła tylko ogromną pustkę, wielką dziurę w sercu której nikt nie będzie w stanie zapełnić. Przed oczami wyobraźni przeszły jej wszystkie wspomnienia, chwile, każdy dźwięk śmiechu Larisy.

---------------------
I jest... Jestem strasznie ciekawa czy komukolwiek się to spodoba. Chciałabym również wiedziec czy mają notki być krótsze dłuższe?
Dedykowana Żabce;**

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Początek.

Mało osób wie jak to jest być szarą myszką na tle kolorowego tłumu, jak to jest przeżywać co raz to większe kłótnie w domu, stracić przyjaciół, zatracić się w samym sobie tworząc wielki ogromny mur wokół siebie.
Katy wie.... sprzeczki, szkoła utrata jedynej osoby będącą dla niej podporą, choroba... wszystko skupia się wokół niej i czeka aby zaatakować równocześnie...
A może nie musi tak być...?

Jagoda... 15/16 lat, pomorze.
Blog założony z myślą szczególnie dla 3 osóbek. Żabka-na pewno byś z mojego zeszytu nie przeczytała widząc błędy <3, Hnatka-skoro poprosiła;) Natalka-taka tam od mojej weny;)
Mam nadzieję że komukolwiek się spodoba...
Kontakt:496552001